Poetyckie inspiracje Erraty

Ten blog w zamyśle stanowi prezentację najdoskonalszych z mojego punktu widzenia poetyckich inspiracji.
Każdy z utworów opatrzony jest moim komentarzem, zazwyczaj w formie subiektywnej refleksji.
Głównie zresztą w postaci metafory.

środa, 6 maja 2015

8

Ana Blandiana, Kwarantanna

Cierpienie nie jest zaraźliwe,
Nie udziela się, możecie być pewni.
Spazm, co targa ciałem mojego bliźniego
Mnie o najmniejsze drżenie nie przyprawia.
Cierpienie nie jest zaraźliwe, cierpienie
Odgradza straszliwiej aniżeli mury,
Żadna kwarantanna nie izoluje skuteczniej.
To banalne, co mówię - tym bardziej prawdziwe.

Mój Boże, ileż to w nas literatury!
Uczucia - pamiętacie - uczyliśmy się tego jeszcze w szkole.

Przy łożu umierającego oni płaczą
Lecz nie zaraża się śmiercią ni jeden.

Bądźcie spokojni, altruiści, czuwajcie przy chorych,
Nie bójcie się, ich krzyża żaden z was nie weźmie.
Umarł. Czy chciałby ktoś mu towarzyszyć?
Tylko lamenty, zgodnie z obyczajem.

(Tłum. Zbigniew Szuperski)

___________________________________
W cierpieniu każdy jest sam. Tak dojmująco, boleśnie oddzielny.
Choćbyśmy nie wiem jak byli empatyczni, swą ostatnią trasę umierający przebywa w pojedynkę. 
A my...
Wstydzimy się własnej ulgi.  Że to jeszcze nie teraz.

4 komentarze:

  1. Cierpienie fizyczne nie jest zaraźliwe, to prawda. Jednak to psychiczne jest i to bardzo. Im bliżej jestesmy z cierpiącym czy też im bardziej jestesmy wrażliwi tym mocniej czujemy jego zmartwienia, lęki, szarpanine wewnętrzną. Chcemy pomóc a najczęściej sie nie da i już sama ta bezsilnośc przyprawia o cierpienie. Każdy niesie swój krzyż, ale pełni współczucia dla jego ciezaru staramy sie choc na moment ulzyć, jesli ta osoba z krzyżem stanie na naszej drodze, jesli dojdzie do naszych serc jęk jej zmaltretowanej duszy.
    I jeszcze a propos cierpienia fizycznego - czasem żałuję, że nie mozna się nim zarazic w tym sensie by zabrać komuś nadmiar bólu, ulzyć mu choć na chwilę.
    A jak umiera ktos bardzo bliski, to rozpacz a potem pustka po utracie potrafi być tak wielka, że chce sie isc tam do niej. Ale sie nie idzie. I w ogóle cały świat potem jak urągowisko - zyje, toczy sie normalnie jak przedtem, nie zauwazajac, że kogos ubyło. Niczym jestesmy...

    OdpowiedzUsuń
  2. Ciekawy aspekt poruszyłaś dzisiaj, Oleńko. Zarazić się od kogoś cierpieniem, by choć trochę bólu mu zabrać. Cóż, kiedy cierpienie dzielone i tak bólu nie zmniejsza. Mnie wpadło teraz do głowy inne ujęcie. Zarazić się po to, by odczuć, zrozumieć, co przeżywa chory. Przyjąć, choćby na krótko, jego sposób widzenia.
    Nawet największa i najboleśniejsza strata podlega przedawnieniu.
    To smutne ale i zbawienne zarazem.

    OdpowiedzUsuń
  3. Ta chęć dzielenia cierpienia skojarzyła mi sie po Twojej odpowiedzi z osobą świętej Faustyny i w ogóle ze stygmatykami a nawet biczownikami. Ale rzeczywiscie - nasze cierpienie w niczym nie ujmuje męki bliźniemu. Co więcej - najczęściej ten cierpiący bliźni, jeśli jest nam bliski i my jestesmy mu bliscy najzupełniej nie zyczy sobie naszego współuczestnictwa w cierpieniu. Wręcz przeciwnie. Modli sie o to, byśmy nigdy nie zaznali jego bólu.
    Tak Errato, nawet największa strata podlega przedawnieniu...Moze nie zupełnemu, bo gdzieś tam w sercu zawsze tkwi niewyjmowalny cierń, ale ten cierń zarasta codziennością, nowymi zmartwieniami. Przypomina o sobie, gdy znowu coś mocno przypomni tamten ból. Tak łatwo zranic bliźniego. Przypomnieć o czymś i zupełnie niechcacy ozywić znowu stary cierń...

    OdpowiedzUsuń
  4. Zycie ma swoje prawa. Inaczej bylibyśmy żywymi trupami. Chcąc, nie chcąc, trzeba otrząsnąć się z żalu i przeżywać swoje życie dalej. Tak, jak życzyliby nam ci, co odeszli.

    OdpowiedzUsuń