Poetyckie inspiracje Erraty

Ten blog w zamyśle stanowi prezentację najdoskonalszych z mojego punktu widzenia poetyckich inspiracji.
Każdy z utworów opatrzony jest moim komentarzem, zazwyczaj w formie subiektywnej refleksji.
Głównie zresztą w postaci metafory.

czwartek, 30 kwietnia 2015

2

William Shakespeare, Sonet XXIX

Gdy los i ludzie częstują mnie wzgardą,
Chcę miłosierdzie wzbudzić w głuchym niebie;
Płaczę i żalę się na dolę twardą,
I klnę upadek mój patrząc na siebie.
Chcę mieć bogatszą nadzieję przyszłości,
Mieć rysy innych i przyjaciół rzeszę,
Dobra jednego, innego zdolności,
Gdyż tym, co moje, zgoła się nie cieszę.
Lecz gdy od myśli tych brzydnie mi życie,
Wraca o tobie myśl, a moja dusza
Niby skowronek zrywa się o świcie
I hymn podnosząc, bramy niebios wzrusza;
Gdyż twej miłości najsłodsze wspomnienie
Sprawia, że z królem losu nie zamienię.

(Tłum. Maciej Słomczyński)

____________________________________
Ten sonet karmi wciąż moją wyobraźnię. Mój ulubiony.
Kontekst powstania był nieco inny, ja jednak odbieram go po swojemu.
Na tym wszak zasadza się poezji rola, by do odczuwania inspirować.
Bo i kogóż bez reszty los jego własny zadowolić może - tak bardzo niszczy zazdrość o wszystko, czym w obdarowano innych.
Dopiero w zwierciadle miłości jawimy się bogaczami, ona to sprawia, że nie nęcą nas wymierne dobra.
Obyż widzenie takie nigdy mnie nie opuściło...

1

Zbigniew Herbert, Apollo i Marsjasz


właściwy pojedynek Apollona
z Marsjaszem
(słuch absolutny
kontra ogromna skala)
odbywa się pod wieczór
gdy jak już wiemy
sędziowie
przyznali zwycięstwo bogu 


mocno przywiązany do drzewa
dokładnie odarty ze skóry
Marsjasz
krzyczy
zanim krzyk jego dojdzie
do jego wysokich uszu
wypoczywa w cieniu tego krzyku 


wstrząsany dreszczem obrzydzenia
Apollo czyści swój instrument 


tylko z pozoru
głos Marsjasza
jest monotonny
i składa się z jednej samogłoski


w istocie
opowiada
Marsjasz
nieprzebrane bogactwo
swego ciała 


łyse góry wątroby
pokarmów białe wąwozy
szumiące lasy płuc
słodkie pagórki mięśni
stawy żółć krew i dreszcze
zimowy wiatr kości
nad solą pamięci 


wstrząsany dreszczem obrzydzenia
Apollo czyści swój instrument 


teraz do chóru
przyłącza się stos pacierzowy Marsjasza
w zasadzie to samo A
tylko głębsze z dodatkiem rdzy 


to już jest ponad wytrzymałość
boga o nerwach z tworzyw sztucznych


żwirową aleją
wysadzaną bukszpanem
odchodzi zwycięzca
zastanawiając się
czy z wycia Marsjasza
nie powstanie z czasem
nowa gałąź
sztuki - powiedzmy - konkretnej 


nagle
pod nogi upada mu
skamieniały słowik 


odwraca głowę
i widzi
że drzewo do którego przywiązany był Marsjasz
jest siwe 


zupełnie

_____________________________________________
Do poezji stosunek mam szczególny. Nieledwie mistyczny, można by rzec nawet.
Lubię sobie, gdy mnie nachodzi ochota znienacka, pokontemplować wybiórczo.
Mam swój sekretny, ulubiony zbiorek takich, co aż bolą.
Głównie od ciężaru gatunkowego, który tamże.

Nie myślę czynić tu analiz. Tych napisano przecież całe krocie.
Moje impresje tyleż amorficzne, co incydentalne.
Nie będę silić się na profesjonalizm.
To zgoła niepotrzebne, zważywszy wielkość dzieła.

Dzieło zaś, mym amatorskim zdaniem
prostotą olśniewa
do pionu stawia
krzycząc właściwie szeptem

Pojedynek
wytwornej elegancji, dobrego smaku, do granic absurdu wysublimowanego piękna
z cierpieniem
niewybaczalnie ekspresyjnym w wyrazie, acz z trudną do pomyślenia godnością przyjętym.

Pojedynek
abstrakcyjnej doskonałości
z człowieczeństwem
na Herbertowską modłę jako postawa wyprostowana pojętym.

Nawet nie trzeba kusić się o werdykt...